Kreskówki dla dorosłych trzymają się mocno, a nowy sezon F is for Family tylko to potwierdza.
Po sukcesie Bojack Horesman, Netflix postanowił nas uraczyć kolejnym serialem animowanym dla dorosłych, wypuszczając w grudniu 2015r pierwszy sezon F is for Family. Serial zdawał się być swoistym odpowiednikiem na takie hity jak Family Guy czy nawet Simpsonów. Przedstawiał historię z pozoru typowej, białej amerykańskiej rodziny z przedmieścia, z lat siedemdziesiątych. Głową rodziny jest pracujący na lotnisku Frank, który w młodości marzył by zostać pilotem, ale jego dziewczyna zaszła w ciążę i musiał się ożenić i pójść do pracy. Jego żona Sue zajmuję się domem i dorywczo sprzedaje plastikowe opakowania. Mają też trójkę dzieci, nastoletniego Kevina, młodszego Billa i najmłodszą córkę, Maureen. Z pozoru zwykła rodzina, ale szybko wychodzą na jaw ich problemy i frustracje.
Pierwszy sezon wyglądał trochę jak próba wybadania terenu. Miał tylko sześć odcinków, brak polskiego tytułu (dopiero przy drugim zmienili nazwę na „Nie ma jak w rodzinie”) i dubbingu (tylko lektor). Choć bardzo udany, to jednak nie zapadał w pamięć tak jak Rick and Morty czy wspomniany Bojack. Seria druga ma dziesięć epizodów i rozpoczyna się kilka tygodni po zakończeniu pierwszej. Frank jest bezrobotny i w domu zaczyna brakować pieniędzy, lecz honor nie pozwala mu pójść na zasiłek. Jego żona postanawia podjąć się pracy na pełen etat, żeby utrzymać dom. W tym sezonie rodzina Murphych staje się jeszcze bardziej dysfunkcyjna. Rodzice kłócą się cały czas, Frank pokazuje przy tym, jakim jest dupkiem. Ich małżeństwo przechodzi poważny kryzys, w pewnym momencie stając na granicy rozpadu. Dzieci również zmagają się z problemami. Kevin marzy o tym, aby jego zespół rockowy odniósł sukces, do tego bardzo chce zaliczyć w końcu jakąś dziewczynę. I jego historia kręci się wokół tych dwóch tematów. Poza tym ojciec ciśnie po nim bardziej niż po pozostałych dzieciach. Bill natomiast ma wziąć udział w konkursie hokejowym. Pech sprawia, że ma problem aby zdobyć kij na czas. Po piętach depcze mu też osiedlowy łobuz Jimmy, który ciągle się nad nim znęca. Bill podejmuje pracę przy roznoszeniu gazet po osiedlu, żeby zarobić na kij. Maureen trafia, trochę wbrew własnej woli, do harcerek, z czego nie jest zbytnio zadowolona. Wolałaby zostać naukowcem od komputerów. Ale nikt nie traktuje jej poważnie, bo to męski zawód. To co dzieje się dookoła rodziny Murphych, jest niemniej interesujące, ale ciężko cokolwiek powiedzieć, by nie robić spojlerów.
Sezon ten jest jeszcze ostrzejszy od poprzedniego. Przekleństwa lecą z ekranu co chwilę. Klną wszyscy, nawet dzieci. Sprośności również nie brakuje. Generalnie serial kipi wulgarnością i czarnym humorem. Jest sporo żartów rasistowskich, np. jak czarnoskóry pojawia się na osiedlu, a mieszkańcy panikują, że zaraz dojdzie do strzelaniny. Seria druga uderza w wiele stereotypów na temat płci i rasizmu. Akcja dzieje się w latach siedemdziesiątych, przed erą równouprawnienia, dlatego kobiety w serialu są dyskryminowane. Sprowadzone do roli matek i kur domowych. A w pracy gorzej traktowane i słabiej opłacane. Oglądając dostrzegamy, że to wszystko co nam pokazuje ta kreskówka, to rzeczywistość, może trochę przerysowana, ale jednak prawdziwa. A wiele sytuacji, szczególnie problemy rodzinne u Marphych, są bardzo aktualne i na czasie. I podejrzewam, że niejedna osoba, dostrzeże w życiu bohaterów serialu pewne podobieństwa do swojego własnego życia.
Sezon pierwszy był dobry, a drugi jest znakomity. Bardziej zwarty, bardziej rozbudowany i ciekawszy. Oglądamy jak zmieniają się bohaterowie pod wpływem problemów, jak popełniają błędy i jak próbują je potem naprawić. Ale przede wszystkim, dobrze się bawimy oglądając ich zmagania z szarym życiem. Teksty są śmieszne, wiązki przekleństw soczyste, historia ciekawa. Sama animacja jest ładnie i przejrzyście narysowana. Dubbing też nie razi, głosy pasują do bohaterów. Jednym słowem, niczego nie brakuje. Po prostu świetna kreskówka dla dorosłych. Bardzo ciekawa pozycja w bibliotece Netflixa. Godna polecenia.