Nflix.pl – top filmy i seriale

Spectral (2016) – recenzja

Screen-Shot-2016-12-11-at-8.16.41-PM

Bombastyczny zwiastun Spectral mocno napompował oczekiwania wielu abonentów Netflixa. Film wygląda jak hollywoodzka produkcja i mimo, że jesteśmy przyzwyczajeni do wysokich budżetów seriali oryginalnych, tutaj mamy do czynienia z jeszcze wyższym poziomem. Efekty specjalne, których nie powstydziła by się kolejna część Gwiezdnych Wojen? Ciekawe.

Wszystko staje się jasne, gdy przyjrzymy się bliżej historii Spectral. Tytuł powstał w koprodukcji wytwórni Legendary oraz Universal i miał trafić…. Do kin. Rzeczywiście jest to „rasowa” hollywoodzka produkcja. Praktycznie w ostatniej chwili, Universal zrezygnował z planów kinowych, pozostawiając film w limbo. I właśnie tutaj wkracza Netflix, kupując prawa do dystrybucji Spectral na swojej platformie. Cóż, nic nie dzieje się z przypadku – gwałtowna zmiana planów Universal Pictures nie była podyktowana kaprysem. To Hollywood, gdzie liczy się jedynie zysk…  A Spectral byłby najprawdopodobniej przykładem typowego „box office bomb”, czyli filmu którego zarobek nie dorówna budżetowi produkcji. Z prostej przyczyny – jest sztampowy i brakuje mu własnego charakteru. Letnie blockbustery zjadłby go na śniadanie.

Niedaleka przyszłość, wojna domowa w Mołdawii i bohaterscy żołnierze Amerykańscy w roli rozjemców. Tymczasem tajemnicze widmowe ‘coś’ zabija po obu stronach barykady i to w zaskakujący sposób. Niewidzialne istoty pojawiają się znikąd, zamrażając dotykiem. Główny bohater, archetypowy ‘szlachetny’ naukowiec, razem z grupą żołnierzy, musi rozwikłać zagadkę zabójczych kreatur i oczywiście… przeżyć. Otwierający akt Spectral to kanonada oklepanych, ogranych i nieco przynudzających schematów. Czy to inspiracje czy nawiązania i czy producenci są tego świadomi – tego niestety nie wiem. Tak czy inaczej, oglądając, zaczniesz drogi widzu, wymieniać tytuły filmów, które kiedyś oglądałeś i przypominają ci to co widzisz na ekranie. By daleko nie szukać –  Final Fantasy: Spirits Within, a może Obcy: Decydujące Starcie?  Dość przewidywalny miks, ale to za wcześnie by skreślić film – zwłaszcza, że pod względem wizualnym stoi na najwyższym poziomie.  Za efekty specjalne odpowiada studio Weta Workshop, firma samego Petera Jacksona (owszem, tego od Władcy Pierścieni). Widać, że nie szczędzono grosza na CGI i wiele scen szczerze robi wrażenie. Widmowe „kreatury” są pełne szczegółów, a sceny batalistyczne mogą się podobać. Po dłużącym się prologu zobaczymy bowiem sporo wymian ognia – fani futurystycznej rozwałki będą kontent. Spectral w finałowych scenach jeszcze bardziej podkręca klimat, a bohaterowie przywdziewają kombinezony wyjęte rodem z komputerowego Crysis (kolejna inspiracja?). Pełen odjazd, wybuchy, wielkie futurystyczne giwery, świetne efekty specjalne.

Niestety, dobry film to nie tylko efekt „wow”. Spectral nie oferuje zupełnie nic oprócz warstwy wizualnej. Fabuła ledwo trzyma fason w pierwszych dwóch aktach, a w finale rozpada się kompletnie pod toną absurdów. Spectral traktuje się niezwykle poważnie.  Z drugiej strony każe nam wierzyć, że główny bohater niczym McGuyver montuje na poczekaniu broń plazmową, a z rękawa wyciąga aktualnie potrzebne w fabule urządzenia. Niekiedy ma się wrażenie, że gdzieś umknęła scena, ale nie – to po prostu nieudolny i dziurawy scenariusz. W tle niknie niezauważalna muzyka, której autorem jest o dziwo Junkie XL  (Batman v Superman, Mad Max: Fury Road). Bohaterowie to wycięci z kartonu pozoranci – nikt nie wzbudza jakiejkolwiek sympatii. Nawet podczas seansu nie miałem ochoty by spamiętać ich imiona. Aktorzy z bardziej znaną twarzą, wydają  się być na planie jedynie ciałem, a duchem gdzieś w innym, lepszym filmie. Szczególnie widać to podczas kliszowej„mowy bitewnej” przed wyruszeniem na „decydującą misję” – Generał Orland, grany przez Bruce’a Greenwooda nie zmotywował by nawet przedszkolaka do zjedzenia podwieczorku.

Spectral rzuca na początku parę ciekawych teorii na temat pochodzenia swoich widmowych antagonistów – nawet sugerując, że mogą to być „duchy’ poległych w wojnie żołnierzy. Konkluzja nie będzie jednak ani trochę zaskakująca ani satysfakcjonująca. Przygotujcie się na do bólu standardową opowiastkę o technologii i jej złych następstwach. Ładną, widowiskową, ale pustą jak wydmuszka. Zaskakująco, Spectral prawdopodobnie spełnił by się całkiem nieźle jako gra video. Bohaterowie kroczą typową ścieżką „progresji” protagonisty gry komputerowej – ucząc się krok po kroku walczyć z pozornie niezniszczalnym przeciwnikiem. Stopniowo dodawane są nowe „mechaniki rozgrywki”, a większość celów to iść z punktu A do B i wcisnąć na końcu przycisk. Niestety, sami postrzelać nie możemy i w tym cały szkopuł…

Czy warto obejrzeć Spectral? Owszem można, jeśli uważasz się, drogi czytelniku za fana science fiction. Tych parę scen walki futurystycznych żołnierzy ze śmiercionośnymi duchami (oczywiście w slow-motion) to gratka. Jednocześnie proponuję kompletnie wyłączyć mózg i zupełnie nie zastanawiać się nad fabułą. Dobrze się stało, że film trafił do Netflixa. Dobrze, bo prawdopodobnie żałował bym 25PLN wydanych na kinowy bilet. A tak, Spectral został nieszkodliwą ciekawostką, po której nie poczujecie kaca…. po której nie poczujecie kompletnie nic.

Chyba, że chęć, by zagrać w Crysis

Exit mobile version