Oglądam sporo filmów i seriali. Niektóre są lepsze, inne gorsze. Ale na ogół zaraz po zakończeniu zapominam o nich i zaczynam oglądać następne tytuły. Nieczęsto się zdarza, żebym po kilku dniach od skończenia sezonu, nadal myślał o tym, co obejrzałem. A tak właśnie jest w przypadku The OA.
The OA to oryginalna produkcja Netflixa. Pierwszy sezon ukazał się w grudniu 2016r i składa się z ośmiu epizodów. Netflix niewiele mówił o serialu przed premierą. W zasadzie poza jednym zwiastunem, nic innego nie dostaliśmy. Osłonka tajemnicy była budowana od samego początku i będzie nam towarzyszyć przez cały seans. Scenariusz jest dziełem duetu Zal Batmanglij (reżyser) i Brit Marling (główna rola) i powiem szczerze, że te nazwiska kompletnie nic mi nie mówiły. Ale doczytałem, że są to młodzi twórcy kina niezależnego, więc zapowiadało się na coś świeżego i nietuzinkowego.
Serial zaczyna się w momencie kiedy dwudziestoośmioletnia Praire Johnson (Brit Marling) trafia do szpitala po skoku z mostu. Tam okazuje się, że zaginęła ona siedem lat wcześniej. Nie chce powiedzieć co się z nią działo przez te lata, a na plecach ma dziwne blizny. A co najdziwniejsze, w momencie zaginięcia była osobą niewidomą, a po odnalezieniu się znowu widzi. Ze szpitala odbierają ją rodzice (Scott Wilson i Alice Krige) i zabierają do domu, gdzie będą starali się do niej dotrzeć i dowiedzieć się co się stało. Jednak Praire na powierników swojej historii wybierze piątkę obcych, z pozoru przypadkowych osób. Czworo z nich to uczniowie liceum. Są to Steve (Patrick Gibson), łobuz, któremu grozi wyjazd do szkoły wojskowej; French (Brandon Perea), bardzo zdolny chłopak, który ma szansę dostać się na najlepsze studia, ale ma problemy z matką; Buck (Ian Alexander), osoba transpłciowa, urodził się dziewczynką, ale czuje się chłopcem i Jesse (Brandon Meyer), który wychowuje się bez rodziców i lubi czasem zapalić trawkę. Piątą osobą jest nauczycielka chłopców, Elizabeth (Phyllis Smith), stara panna, która przeżyła rodzinną tragedię. Wszyscy oni wydają się bardzo różni, ale mają jedną wspólną cechę, mają problemy, czy to w domu z rodziną, czy też w szkole lub z samym sobą. Pewnego wieczoru, z jakiegoś powodu decydują się przyjść na prośbę Praire do opuszczonego domu, gdzie mają wysłuchać tego, co się jej przydarzyło.
W tym momencie dopiero rozpoczyna się właściwa część historii. Wtedy też pojawiają się na ekranie napisy, jakie zwykle widujemy na początku filmu. Tylko, że to jest już niemalże koniec pierwszego, trwającego godzinę, odcinka. Wstęp jest na tyle długi i wolny, że sam miałem chwilami ochotę zwątpić i włączyć coś innego. Myślę, że ten pierwszy epizod może bardzo wiele osób zniechęcić. Ale kiedy Praire rozpocznie swoją narrację, to momentalnie wsiąkamy jak w gąbkę i nie ma już odwrotu. Odcinki zasadniczo dzielą się na dwie części. Jedna to spotkania w opuszczonym domu, które przenoszą nas w mroczną przeszłość Praire. A druga część to teraźniejszość. Chwilami opowieść traci przez to swoją płynność, kiedy nagle się urywa, a bohaterowie idą do domu i zajmują się swoimi sprawami. Ale te sceny również są ważne, ponieważ pokazują nam jakiś fragment życia każdej z postaci. Sprawiają, że ta piątka to nie są tylko przypadkowi statyści, którzy mają być tłem dla opowieści, ale ludzie z krwi i kości. Choć mimo to nie poznajemy ich na tyle, żeby jakoś mocno się z nimi zżyć. Niektóre momenty są trochę nudniejsze i przez to poziom serialu jest trochę nierówny. Są sceny, które trzeba po prostu przeczekać, żeby poznać ciąg dalszy historii. Ale uważam, że ogólnie wszystko jest dobrze dawkowane i w miarę spójne. Nie ma przegięcia w żadną stronę.
Opowieść jest przez cały czas bardzo tajemnicza, a przez to wciągająca. A odcinki najczęściej kończą się w takim momencie, że po prostu trzeba włączyć kolejny. Z jednej strony podają nam tu wszystko na tacy i można przyjąć dosłownie to co widzimy. Ale z drugiej, w opowieści można się łatwo doszukać drugiego dna, a nawet trzeciego. Serial pod koniec wręcz zmusza nas do zastanowienia się, czy wszystko naprawdę jest takie, jak nam zostało opowiedziane. Historia jest pełna zjawisk paranormalnych, mistycyzmu, lekko zahacza o kino sci-fi, trochę o dramat psychologiczny. Ciężko jednoznacznie określić styl i gatunek serialu. Na pewno nie jest to kino dla każdego. Fabuła rozwija się bardzo powoli, akcji nie ma w zasadzie wcale. Ponadto jest sporo nieścisłości i głupot, które potrafią trochę razić. Jest też trochę pseudonaukowej paplaniny, którą można wziąć za bełkot, jeśli spróbuje się zbyt racjonalnie wszystko interpretować. Generalnie jest to serial ciężkostrawny i myślę, że niejedna osoba się od niego odbije. Celowo nie mówię nic więcej o fabule poza głównym zarysem schematu, ponieważ w tej historii bardzo łatwo można coś zepsuć przypadkowym spojlerem. To trzeba po prostu zobaczyć, wczuć się w ten niesamowity klimat. Styl, zdjęcia, dźwięk, muzyka, tu wszystko buduje nastrój. Twórcy ładnie operują kolorem. Rzeczywistość, w której nie odnajduje się bohaterka ma kolory stonowane, chłodne, raczej smutne. A są momenty kiedy kolory są żywe i nasycone. Ładnie to jest skontrastowane. Również aktorzy odwalili kawał dobrej roboty. Choć w większości nieznani, to jednak spisali się nad wyraz dobrze. Widać zaangażowanie w ich grze. Od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić.
Czy The OA jest dobrym serialem? Zdecydowanie tak. To jeden z najbardziej niezwykłych seriali jaki widziałem. Wciągnął mnie bardzo, a jednocześnie zostawił bardzo duży niedosyt. Uwielbiam kino, które zmusza do myślenia i nie daje jednoznacznych odpowiedzi, tylko pozostawia widzowi pole do interpretacji. Skończyłem pierwszy sezon tydzień temu, a wciąż rozważam nad tym „co ja właściwie obejrzałem?”. To jest właśnie magia tego tytułu. Ale czy będziecie się dobrze bawić przy The OA? Nie, ponieważ to nie jest serial rozrywkowy. On po prostu wciąga swoją historią, którą trzeba uważnie prześledzić i przeanalizować. Z tego powodu, nie jest to serial dla każdego. Ale jeśli lubicie opowieści, które otwierają furtkę dla waszej wyobraźni, to The OA powinno was zainteresować.